ODCINEK 41 do 1989 Szwecja - trudne życie

Obłaskawiając Zachód

ODCINEK 41 do 1989 Szwecja - trudne życie

Rozpatrywałem podjęcie studiów pedagogicznych, w celu uzyskania uprawnień do nauczania w szkołach szwedzkich. Koniecznym okazał się państwowy egzamin z języka - rikssvenska[1]. Oznaczało to przystąpienie do egzaminu w czerwcu 1985, a więc po niecałym roku pobytu i około półtora roku nauki. Zdanie tego egzaminu w pierwszym terminie było dla mnie niewykonalne. Z pięciu części, za pierwszym podejściem zdałem dwie, a po wakacjach kolejne. Ale dwumiesięczne wakacje, które spędziłem w Polsce, poświęciłem w całości na język. Uczyłem się bardzo solidnie przez osiem godzin dziennie!

Mimo wszystkich wysiłków, dopiero po dwóch latach mieszkania w Szwecji opanowałem język w stopniu zadawalającym. Zadawalającym mnie samego.

W kolejnych latach pobytu, przybywało mi godzin pracy w Folkuniversitet, ale moja niska stawka za godzinę powodowała, iż nadal moje dochody z trudem pokrywały wydatki na podstawowe potrzeby.

Praca przynosiła mi wiele satysfakcji, a oprócz tego miałem świadomość, że niewielu imigrantów mogło pochwalić się osiągnięciem dość wysokiego statusu społecznego w obcym kraju bez odbycia drogi poprzez zmywaki, sprzątanie i inne zajęcia nieodpowiadające wykształceniu i umiejętnościom.

Jedynym moim poważnym zmartwieniem był brak własnego mieszkania. W biurze pośrednictwa wynajmu mieszkań komunalnych wpisałem się na listę oczekujących. Na czas nieokreślony. Jedynym moim warunkiem była wysokość czynszu oraz położenie mieszkania w centrum. Nie miałem dzieci, nie byłym uchodźcą politycznym, a więc nie należały mi się żadne preferencje w przydziale – musiałem czekać. Dwa, trzy, a może więcej lat.

Postanowiłem oszczędzać na mieszkanie własnościowe. Mój bank zaproponował mi założenie specjalnego konta oszczędnościowego, gdzie musiałem zgromadzić przez pięć lat kwotę niezbędną do uzyskania kredytu. Moja pensja nie pozwalała mi na to. W Folkuniversitet pojawiła się szansa na zwiększenie mojego etatu o 25% - tym razem było to uczenie języka hiszpańskiego.

Łącznie z nadgodzinami i lekcjami prywatnymi w domu, uczyłem ponad 45 godzin tygodniowo. Łatwo się o tym pisze, ale znacznie trudniej wykonuje. Tylko nauczyciele mogą zrozumieć, co to oznacza. Przygotowanie do zajęć zajmuje dodatkowo wiele godzin. Zajęcia rano, po południu i wieczorem nie pozwalały mi na przygotowywanie się w ciągu tygodnia. Pozostawały weekendy. W ten sposób pracowałem przez siedem dni w tygodniu, przez cztery lata.

W tym czasie, w tym samym akademiku, w którym mieszkał Marian, z trudem wynająłem pokój z łazienką, ze wspólna z innym trzema mieszkańcami, kuchnią. Po dwóch latach byłem bardzo zmęczony tą tymczasowością.

Postanowiłem znaleźć mieszkanie „na mieście”.

Milva, lektora języka włoskiego miała kolegę Serba, który wyjechał na dłużej do swojego kraju, zostawiając ładne dwupokojowe mieszkanie, którym ona opiekowała się. Czynsz był porównywalny z tym z akademika.

Wziąłem to mieszkanie wiedząc, że w przypadku powrotu głównego najemcy do Szwecji, zostanę na ulicy. Miałem również świadomość, że nie miałem zgody administracji na podnajmowanie tego mieszkania, bo główny lokator nie napisał stosownego pisma. Ryzykowałem, że mnie wyrzucą, a Serb straci umowę najmu. W tych sprawach Szwedzi nie znają litości.

Dzieląc moje życie między Göteborg i Szczecin, niepostrzeżenie dotarłem do stycznia 1989 roku. I stało się. Bez zapowiedzi, Serb wrócił do Szwecji i musiał „zdać” mieszkanie, w którym ja mieszkałem, bo starał się o większe. Miałem dwa dni na wyprowadzenie się.

Zupełnie bezradny udałem się do biura pośrednictwa, gdzie dowiedziałem się, że na pewno będę czekał jeszcze dwa lata. Wytłumaczyłem dziewczynie w okienku, że w najbliższy poniedziałek zjawię się u nich z bagażami, bo nie mam gdzie mieszkać. To był żart, ale mnie nie było do śmiechu.

Bez szans na mieszkanie z czynszem na moją kieszeń, przeżyłem koszmarny weekend pakując manatki. W poniedziałek zostałem wyrwany z zajęć i wezwany do telefonu. Dzwoniła panienka z pośrednictwa mówiąc, że jest dla mnie mieszkanie do obejrzenia. Gdy powiedziała, że znajduje się w centrum miasta, zgodnie z moim życzeniem, powiedziałem – Biorę je.

– Nie, to niemożliwe, decyzję można podjąć dopiero po obejrzeniu mieszkania. – stwierdziła urzędniczka. – Proszę być o siedemnastej pod wskazanym adresem. Mieszkanie jest nietypowe i wymaga decyzji.

                Był to najdłuższy dzień pracy. Nie mogłem skoncentrować się na zajęciach. Mieszkanie znajdowało się przy ulicy o pięć minut drogi ze szkoły! Samo centrum Göteborga! Czynsz odpowiadał mi. Tyle wiedziałem z rozmowy telefonicznej. – Na czym polega ta nietypowość? – zastanawiałem się przez cały dzień.

                Okazało się, że ta nietypowość to położenie na parterze, w ciasnej zabudowie, a więc dość mało światła słonecznego oraz brak wanny w małej łazience. Wszyscy, którzy byli przede mną w kolejce zrezygnowali. Szwedzi oczekują wysokiego standardu. Poza tym nie nadawało się dla rodzin z dziećmi. A ja w tym dniu byłem najszczęśliwszym człowiekiem w Szwecji!

Podstawowy problem został rozwiązany. Mogłem ograniczyć intensywność oszczędzania na własne mieszkanie i odetchnąć z ulgą.

 

[1]Szwedzki język narodowy.

Dodaj komentarz