ODCINEK 42 1989 Szwecja i powrót do kraju

Obłaskawiając Zachód

ODCINEK 42 1989 Szwecja i powrót do kraju

W czerwcu 1989, niestety, nie dało mi się przyspieszyć zakończenia semestru i przyjechać do Polski na wybory 4 czerwca. Granicę przekraczałem w połowie miesiąca. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, oficerowie służby granicznej byli uśmiechnięci, a celnicy wyluzowani. Ogólnie panowała sympatyczna atmosfera. Zaledwie w dwa tygodnie od przełomu ustrojowego można było odczuć zmiany w relacjach między ludźmi! To była wielka różnica!

Kolejny raz, gdy wróciłem do Szwecji, stałem się ośrodkiem zainteresowania. Zupełnie tak samo, gdy wybrano Jana Pawła II, tym razem wszyscy moi znajomi i koledzy w pracy wypytywali nie jak to jest, gdy pada komunizm! „Walesa” był we wszystkich pytaniach. Wszyscy myśleli, że znam go osobiście i wyjawię im tajemnicę fenomenu tej osoby. W każdym razie, zainteresowanie Polską było autentyczne i sprawiało mi wiele radości. Byłem dumny!

Wiosną 1990, moja szefowa Agneta R. wezwała mnie do siebie i pokazała mi wydanie brytyjskiej gazety ”Financial Times”, gdzie napisano, że w krajach postkomunistycznych przez dwadzieścia najbliższych lat będą ogromne braki nauczycieli języków obcych. Tylko w Polsce potrzeba 40 tysięcy anglistów, którzy mogliby zastąpić armię rusycystów! Agneta zapytała mnie, czy my jako Folkuniversitet nie mielibyśmy czegoś do zrobienia w Polsce w tym temacie. Wiedziała, że można by znaleźć finansowanie przez SIDA[1] jakiegoś ciekawego projektu, Poprosiłem o czas do namysłu.

Po około dwóch tygodniach przedstawiłem projekt szkolenia językowego oraz metodycznego nauczycieli, którzy zechcą przekwalifikować się i zostać nauczycielami języka angielskiego. Zadaniem projektu było danie chętnym nauczycielom umiejętności nowoczesnego, skutecznego nauczania języka oraz przygotowanie ich do brytyjskiego egzaminu z języka, który uznawany był przez polskie Ministerstwo Edukacji i dopuszczał do nauczania.[2]

Natychmiast przystąpiliśmy do działania i przygotowaliśmy szczegóły projektu. Wyraziłem zgodę na pracę w Polsce, ale postawiłem tylko jeden warunek – miejscem działania musi być Szczecin. Żadne inne miasto mnie nie interesowało, bo chciałem wrócić do domu!

Wielkanoc 1990 spędziłem w Szczecinie poszukując „odbiorcy” naszego projektu. W kuratorium zastałem panią kurator z poprzedniego okresu, która nie miała już żadnej władzy i nie mogła podejmować żadnych decyzji. - Ja jestem tu tylko po to, aby pogasić światła. Trzymają mnie tu, bo nie mogą zdecydować się na nowego kuratora. Mają kłopoty z kandydatami. I ta sytuacja może jeszcze trochę potrwać. A może pan się zdecyduje? Pan nadaje się znakomicie! – nagle zakończyła zaskakującym pomysłem. - Nie jestem zainteresowany żadnym politycznym zajęciem, a tym bardziej stanowiskiem – zareagowałem odruchowo.[3] - Wasz projekt jest genialny i trzeba go odpowiednio wykorzystać – kontynuowała pani kurator od gaszenia światła - i nie ma co czekać, trzeba działać. Ja nie mam żadnej władzy. Myślę, że powinien udać się pan do rektora Uniwersytetu Szczecińskiego. Słyszałam, że nowy rektor jest szalenie przedsiębiorczy i otwarty na dobre pomysły.

Z budynku Urzędu Wojewódzkiego na Wałach Chrobrego, gdzie mieściło się kuratorium, natychmiast udałem się na Zamek, gdzie ulokowano rektorat Uniwersytetu Szczecińskiego. Pan profesor Wierzbicki[4] znalazł dla mnie czas tego samego dnia i po krótkiej prezentacji naszego projektu zareagował - Pan nam spada nam z nieba jak anioł opatrzności – użył nieco przesadnej metafory – organizujemy studia licencjacie z anglistyki i dopiero za trzy lata będziemy mieli pierwszych absolwentów, a sytuacja nauczania języków obcych w naszym województwie jest dramatyczna…

Pominę wszystkie szczegóły logistyczne początków naszego projektu z wyjątkiem jednego – zostaliśmy ulokowani w budynku byłego komitetu wojewódzkiego partii komunistycznej! Miało to dla mnie dodatkowe, wręcz symboliczne znaczenie!

Projekt zakładał pracę dwóch osób równocześnie – moją – stałego koordynatora projektu i prowadzącego zajęcia z metodyki nauczania języka angielskiego oraz drugiego nauczyciela angielskiego z Göteborga – „native speakera”, który zmieniał się co sześć tygodni.

Uzyskane po ponad półrocznych staraniach pieniądze z rządowej agencji SIDA obejmowały trzyletnie działania Folkuniversitet w Polsce. Na pierwszy test kwalifikacyjny we wrześniu 1990 roku zgłosiło się 400 kandydatów! Mieliśmy 72 miejsca!

Przez trzy lata ponad trzysta osób uzyskało umiejętność lepszego posługiwania się językiem, a co ważniejsze wielu z tych nauczycieli poznało zasady skutecznego nauczania języka metodą bardzo odległą od tej, którą przez lata stosowano w Polsce: zamiast nauki o języku, staraliśmy się pokazać jak uczyć języka obcego, który służy porozumiewaniu się!

Po trzech latach działania projekt uzyskał bardzo wysoką ocenę w centrali SIDA w Szwecji i w konsekwencji został przedłużony na kolejne trzy lata. Zmiana polegała na tym, że kolejny rektor Uniwersytetu Szczecińskiego nie był już zainteresowany patronowaniem nam. Po prostu wyrzucił nas, mimo iż to rząd szwedzki za wszystko płacił! Nie mieściliśmy się widocznie w koncepcji polityczno - dydaktycznej nowego rektora. Teraz przejęło nas kuratorium, a dokładnie Centrum Doradztwa i Doskonalenia Nauczycieli.

Przez kolejne trzy lata, a potem jeszcze dwa, przy ciągle zmieniającej się atmosferze politycznej w Polsce, udało się nam, kolejnym dwóm setkom nauczycieli ze Szczecina, a głównie z odległych miejscowości zachodniopomorskiego, dać podstawy nowego zawodu. Około stu z nich otrzymało pełne kwalifikacje nauczycieli języka angielskiego, bo w ostatnich trzech latach nasze kursy uzyskały oficjalne „namaszczenie” z Ministerstwa Oświaty i mogliśmy wspólnie z CDiDN wystawiać stosowne dokumenty.

Przez osiem lat, oprócz działań zawodowych, dzieliłem się z moimi słuchaczami całym doświadczeniem, które mozolnie zdobywałem jeżdżąc po świecie i pracując na Zachodzie.

Pracując w Polsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych nabyłem przeświadczenie, że dzięki naszemu projektowi Zachód, choć na chwilę podał nam rękę i stał się łaskawszy.

W pewnym momencie, pod koniec funkcjonowania projektu, wydało mi się, że ostatecznie obłaskawiłem ten Zachód i mogę osiąść w Polsce na stałe. Otworzyłem własną szkołę języków obcych – PROGRESS.

 

[1]Szwedzka Agencja Pomocy Krajom Rozwijającym się.

[2]Przepisy te zmieniły się w roku 2000. 

[3]W okresie funkcjonowania naszego projektu w Szczecinie, wielokrotnie miało okazać się jak bardzo

     polityczne jest stanowisko kuratora!

[4]Z wielkiego szacunku i sympatii dla Pana Profesora, Jego nazwisko wymieniam tu w pełnym brzmieniu.

Dodaj komentarz